Radomska o przygotowaniach do Biegnij Warszawo, które skręciły w plogging - bieganie i sprzątanie

Przygotowania do „Biegnij Warszawo” to nie były tylko wycieczki do parku czy lasu, czasem dużo dalsze, bo w przeszłość. W czasie jednego z treningów zmierzyłam się z miejscem, które śniło mi się w najgorszych koszmarach – „kwadrat”, który lata temu biegało się na wf-ie. Kiedyś ten dystans przynosił tylko kolkę i poczucie zażenowania. Po kilku treningach i 15 latach okazał się jakby mniej straszny, a nawet przyniósł satysfakcję. Niby wszystko gra - piękna pogoda, piękne miejsce, ja mierząca się z koszmarami  i… śmieci.

Nigdy nie pojmę, dlaczego ludzie to robią i co dzieje się w głowie człowieka, który idzie odpocząć na łono natury, a potem bez żenady zostawia tam swoje śmieci. Chciałabym uchwycić to zdziwienie, kiedy wraca i stwierdza, że „tu brudno”.

Pamiętam jak rzuciłam myśl, że może by warto było zacząć biegać – kilkaset ludzi analizowało ten pomysł, odradzało, doradzało, zniechęcało i dopingowało – jeszcze z poziomu kanapy. W przypadku śmieci dzieje się podobnie. Siarczyście komentuje każdy, a ilu się schyli? Podniesie? Sprzątnie?

Co mówi się w takich sytuacjach? „Ludzie tacy są”, „jak tak można” – blablabla. Ile energii idzie na marudzenie, ile chwały przynosi chwilowe wybielenie się na tle innych. A śmieci – jak leżały, tak leżą. Narzekać to każdy umie, a schylić się nie ma komu.

Kiedy sama ubolewałam, że muszę wrócić do lasu z worem i posprzątać, jedna z obserwatorek napisała, że mogę robić plogging. Plo co?!

Zgooglowałam popołudniu – plogging to dowód na to, jak oddolna inicjatywa może zmieniać rzeczywistość. Grupie przyjaciół ze Szwecji przeszkadzało, że na ich biegowej trasie jest tak brudno… Połączyli więc swój trening z rywalizacją o to, kto tych śmieci zbierze więcej. Akcję zrelacjonowali w swoich social mediach, a hasztag #plogging chwycił. I dociera nawet do Polski!

Co zatem szkodzi mi w czasie treningu, kiedy łapię oddech, schylić się po papier lub opakowanie? Co z tego, że nie moje? Powietrze też nie, a jednak na treningu zużywam porcje dla trzech osób! Korona na głowie leży stabilnie, skoro nie obruszyło jej bieganie, to i sprzątanie zniesie godnie. Mina ludzi bezcenna. Nawet moje dziecko pyta, czemu sprzątam po innych, czemu za nich? I wychodzi na to, że… dla siebie. I dla niej. Bo chciałabym chodzić z nią na spacery, żeby odpocząć, a nie się wkurzać.

„Ludzie tacy są”? Uprzejmie domagam się samodzielnej pracy w celu zmiany wizerunku ludzkiego gatunku! Grupa odbiorców raczej bardzo pozytywnie odbiera moje poczynania, ale zdarzają się też ironiczne głosy z serii: ok, fit przełknąłem, ale eko?!

Uśmiecham się czytając, bo daleko mi do bycia naprawdę fit i raczej nie aspiruję do pokonywania rekordów i rzeźbienia sześciopaku, a tym bardziej w obszarze ekologii działam raczej symbolicznie, ale.. Zwyczajnie lubię, kiedy to, co robię ma sens.

Każdego dnia pajacuję przed telefonem licząc, że wywołam czyjś uśmiech. Piszę po nocach, żeby skłonić do przemyśleń oraz nagrywam, żeby rozbawić. Próbuję przekuć ten mój ekstrawertyzm w coś pozytywnego dla innych, a nie uciążliwego dla mnie (bo trudno z takim charakterem usiedzieć w miejscu i być cicho!) Męczy mnie jednak to wieczne „ja” i „moje sukcesy/problemy/ciało” etc. Wszyscy jesteśmy trochę za bardzo skupieni na sobie.

To całe bieganie też jest „z myślą o mnie”, choć z cudownym skutkiem ubocznym w postaci pojawienia się motywacji u kilkuset z Was, którzy dają znać, że #ruszamzradomska. I super. Nadal to jednak egoistyczne cele. I nie ma w tym aż nic tak zdrożnego, bo człowiek wybiegany nie ma siły być niemiły i mniej marudzi, co przysłuży się wszystkim, ale…

Woreczek nie waży wiele, kosze stoją niezmordowanie co kilkaset metrów, schylanie to nie Runmagedon ani maraton. Policz, ile śmieci dałbyś radę podnieść w czasie wypowiadania zdania „nie rozumiem dlaczego ludzie śmiecą”.

Ja nie rozumiem, czemu nie sprzątają.

Ploggujemy razem?