Minimalizm: zbawienny dla ducha i portfela

W dzisiejszych czasach trudniejsze niż posiadanie jest nieposiadanie. Sztuka minimalizmu pozwoli nam nie tylko odzyskać przestrzeń we własnym domu, ale także poprawić stan konta bankowego. 

Minimalizm to nurt obecny zarówno w sztukach plastycznych, architekturze, jak i literaturze czy muzyce. Aktualnie określenia tego używamy jednak głównie w odniesieniu do specyficznego podejścia do życia. Staje ono w opozycji do konsumpcjonizmu i skupia się na tym, by ograniczyć do minimum liczbę posiadanych rzeczy.

Dwa skrajne przypadki

Znam pewną młodą osobę o imieniu Jan. Mieszka w specyficznym domu. Na próżno szukać w nim odkurzacza ─ bynajmniej nie dlatego, że stary się popsuł albo na nowy brak pieniędzy. Nasz bohater wychodzi z założenia, do sprzątania wystarczy miotła i szufelka, szczególnie jeśli nie posiada się żadnego dywanu. Człowiek ten nie posiada również miksera kuchennego, ponieważ jajka można ubić także za pomocą wiekowej ubijaczki. Kolejnymi rzeczami, których brak w tym domostwie, są suszarka do włosów (bo krótka fryzura sama radzi sobie ze schnięciem)czy mikrofala (wszyscy wiemy, że z patelni albo piekarnika smakuje lepiej). Łatwo w tym mieszkaniu możemy jednak znaleźć wolną przestrzeń i miejsce w szafie.

Znam również i przykład z drugiej strony skali. Starsze małżeństwo, które od kilkudziesięciu lat zamieszkuje to samo lokum. Jest zapchane niemal pod sufit rzeczami, które leżą nawet na kuchennej ladzie, gdzie ciężko znaleźć miejsce na pokrojenie chleba. Szafki wypełniają nieużywane garnki, nienoszone ubrania czy wreszcie całe stosy gazet naukowych i książek  sprzed dekad. Żona jest nauczycielką fizyki i od lat gromadzi materiały, do których „na pewno jeszcze wróci Rzeczy, które  nie mieszczą się już w mieszkaniu wypełniają garaż oraz altankę na działce. Nawet jeśli jakaś rzecz z tego pokaźnego zbioru okaże się potrzebna, to nie sposób ją zlokalizować. Osoby te doświadczają czegoś, co Wallman Jones nazwał niedawno „stuffocation” (Stuff – rzeczy, suffocation – uduszenie, przetłumaczone na język  polski jako „rzeczozmęczenie”).

Za mało miejsca?

Każdy, kto choć raz w życiu się przeprowadzał, najpewniej doświadczył szoku odkrywając, jak wiele rzeczy posiada. Na co dzień są porozmieszczanie po szafach i skrytkach, więc nie zdajemy sobie sprawy z rozmiaru naszego rzeczowego majątku. Wiele przedmiotów kupujemy, wiele otrzymujemy. Niebawem okazuje się, że nasze mieszkanie jest po prostu za małe, by wszystko pomieścić. Tymczasem to czego potrzebujemy w takiej sytuacji, to nie więcej miejsca, a mniej rzeczy.

Regina Lark oszacowała, że w przeciętnym amerykańskim gospodarstwie domowych znajduje się 300 000 (!) przedmiotów. Choć brak takiego szacunku dla Polski, prawdopodobnie byłby on równie zatrważający. Przyczyny, dla których posiadamy współcześnie taki ogrom rzeczy, są różnorodne. W przypadku osób ze starszych pokoleń może to być wciąż jeszcze żywa pamięć pustych sklepowych półek i wpojona w latach młodości zasada, że dobrych rzeczy się nie wyrzuca. Młodsi z kolei chętnie korzystają z tego, że wszystko jest dostępne łatwo i natychmiastowo. Większości zakupów możemy dokonać online bez wychodzenia z domu, co nie daje nam nawet momentu na refleksję nad zakupem. Sprawna maszyna marketingowa bez skrupułów budzi w nas potrzebę posiadania przedmiotów, o których istnieniu jeszcze chwilę wcześniej nie mieliśmy pojęcia. Po kilku minutach są one już zakupione, opłacone i pozostaje nam jedynie czekać na ich dostawę.

Pieniądze szczęścia nie dają…

… dopiero zakupy. Słynne słowa Marylin Monroe mają w sobie coś prawdziwego. Wszyscy znamy radość, jaką potrafi dać udany zakup albo trafiony prezent. Rzeczy faktycznie mają moc dawania nam pozytywnych odczuć. Pytanie, czy należy je nazwać szczęściem, radością czy satysfakcją, możemy pozostawić językoznawcom i filozofom. Ważne by uświadomić sobie, że nie istnieją na świecie ludzie, którzy są szczęśliwi tylko dlatego, że coś posiadają. I odwrotnie, ludzie, których majątek mieści się w jednym plecaku, czasem zaliczani są do najradośniejszych na świecie. W czołówce rankingu najszczęśliwszych nacji świata znajdziemy nie tylko zamożnych Duńczyków czy Norwegów, ale także mieszkańców Kostaryki czy Bhutanu. Aby odkryć sekret ich poczucia szczęśliwości trzeba by zapewne odbyć podróż do tych krajów i spędzić z miejscowymi odpowiednio dużo czasu. Inspiracji nie musimy jednak szukać tak daleko i możemy czerpać przykład z naszych „rodzimych” minimalistów. Dla nich fakt nieposiadania czegoś nie jest powodem do smutku czy odczuwania dyskomfortu, a wręcz przeciwnie. Większa niezależność od rzeczy materialnych dawać może poczucie wolności i umiejętność czerpania radości z małych rzeczy.

Nie odkładaj odkładania na później – załóż konto oszczędnościowe

Pozytywny skutek uboczny minimalizmu

Nie oszukujmy się: choć pieniądze nie przekładają się wprost na satysfakcję z życia, to dużo łatwiej się nim cieszyć, kiedy nie mamy problemu z wiązaniem końca z końcem. Oczywiście odpowiednio wysoka pensja pomoże rozwiąać większość tego typu zmartwień, ale  zamiast gonić za wyższymi zarobkami i poświęcać życie nadgodzinom, można wprowadzić w życie minimalistyczne założenia. Mniej kupowanych rzeczy to lepszy stan finansów i mniej zmartwień związanych z debetem na koncie. Mniej czasu poświęcanego zarabianiu pozwoli odzyskać rzecz najcenniejszą: wolny czas.

W dzisiejszych czasach nie jest łatwo odciąć się od reklamy, marketingu szeptanego czy atakujących nas na każdym kroku listy must have’ów. Uwolnienie się od przymusu stałego kupowania i konsumowania to nie lada wyzwanie. Na szczęście z pomocą przyjdzie nam cała lista inspirujących przykładów, blogów oraz książek. Jeśli nie mamy szczęścia urodzić się naturalnym minimalistą jak Jan, możemy się przecież tego nauczyć.

 

Fot. Fotolia