Foodsharing. Dzielmy się, zamiast marnować

Już niedługo Boże Narodzenie. Gwiazdka to czas rodzinnych spotkań, prezentów i okazywanej sobie dobroci. Niestety pod koniec grudnia marnuje się też rekordowo duże ilości jedzenia. Jedynym ze sposobów, by temu zaradzić - nie tylko od święta - jest foodsharing. O rozwiązaniu rozmawiamy z Karoliną Hansen z Foodsharing Polska - inicjatywy, którą znajdziecie na współtworzonej przez ING Bank Śląski - Mapie Zero Waste.

 

Co to jest foodsharing? Na czym polega ten pomysł?

 

Foodsharing to oddolny ruch przeciwko marnowaniu żywności. Idea narodziła się mniej więcej równolegle w wielu miejscach na świecie; my - koleżanka i ja - przeniosłyśmy formułę i jej szczegóły z Niemiec. W foodsharingu promujemy niewyrzucanie jedzenia, które nadal może zostać zjedzone. Jednym z wchodzących w skład tej koncepcji rozwiązań są jadłodzielnie, czyli stojące w ogólnodostępnych miejscach lodówki, do których każdy może coś włożyć i z których każdy może coś wziąć. Szczególną rolę odgrywają tu ratowniczki i ratownicy jedzenia - osoby, które w ramach wolontariatu odbierają trudne lub wręcz już niemożliwe do sprzedania, ale wciąż dobre produkty ze sklepów, kawiarni itp.

 

Ile tego typu miejsc działa obecnie w Polsce?

 

Pod szyldem Foodsharing Polska funkcjonuje obecnie nieco ponad 100 jadłodzielni. Nie wiemy do końca, ile podobnych inicjatyw jest podejmowanych niezależnie od nas, ale jest to co najmniej kilkadziesiąt punktów. Dodając do tego jeszcze parę, o których nie wiem, łącznie będzie ich zatem z 200. Warto zaznaczyć, że jadłodzielnie nie powstają tylko w dużych miastach.

 

Czy poza ograniczeniem marnowania jedzenia, a więc kontekstem ekologicznym, jadłodzielnie służą społeczeństwu w jeszcze jakiś inny sposób?

 

Myślę, że jadłodzielnie rozwijają myślenie o innych ludziach i budują zaufanie społeczne. Wszystko jest tutaj dobrowolne. Czasami zostawiane i zabierane są kanapki z kawiarni, ale czasami po prostu czyjeś drugie śniadania albo dżem od babci czy dieta pudełkowa. Dochodzi więc do przekazania czegoś prywatnego, z czym wiąże się zarazem pewna uczciwość i wiara w czyjeś dobre intencje. Sama chętnie przynoszę jedzenie do jadłodzielni, ale też chętnie częstuje się tym, co tam znajdę. I zawsze jest to dla mnie miłe uczucie, że ktoś anonimowo zostawia dla mnie „okruszek ze swojego życia”.

 

Skąd pomysł, by zająć się organizowaniem jadłodzielni?

 

Wystartowałyśmy z jadłodzielniami już dobre parę lat temu. Zainspirowała nas prosta, ale uderzająca obserwacja, ile jedzenia ląduje obecnie na śmietnikach, m.in. sklepowych. Bardzo chciałam coś z tym zrobić. Poznałam Agnieszkę, która pracowała w Bankach Żywności, ale chciała dołożyć od siebie jeszcze coś poza tym. Zaczęłyśmy więc działać razem.

 

Kim są osoby przynoszące potrawy, a kim goście, którzy przychodzą się poczęstować? A może nie ma tu wyraźnego podziału i obie grupy przenikają się nawzajem?

 

Nie instalujemy kamer i nie oglądamy, kto przynosi i zabiera jedzenie z jadłodzielni. Przypadkowe obserwacje pozwalają jednak przypuszczać, że częstującymi się często są osoby niezamożne, ale nie jest to też żadna reguła. Spore grono stanowią też osoby bardzo świadome naszego wpływu na planetę, osoby zaciekawione tym pomysłem i osoby, które po prostu maja taką lodówkę gdzieś bardzo blisko siebie.

 

Jakie dania/produkty przynoszone są najczęściej? Jakie warto przynosić?

 

Sprawdzają się wszystkie dania i produkty. Rzeczy znikają z lodówek bardzo szybko. Najczęściej przynoszone jest pieczywo, bo jest to produkt, którego zwykle zostaje nam najwięcej. Pojawiają się także warzywa i owoce, czy wspomniane przeze mnie diety pudełkowe. Niekiedy po zawartości lodówki widać, że ktoś wyjeżdżał na dłużej albo się przeprowadzał, a przed tym dokładnie wysprzątał szafki i zaserwował innym pełny pakiet artykułów: ryż, mąka, przyprawy, herbaty…

 

Co najbardziej Was zaskoczyło w funkcjonowaniu jadłodzielni? Czy masz jakieś wspomnienie, które szczególnie mocno zapisało Ci się w pamięci?

 

Kiedy otwierałyśmy pierwszą jadłodzielnię, wiele osób było wobec tego pomysłu bardzo sceptycznych. Słyszałyśmy: „co to za szalony koncept!” Największym i najmilszym zaskoczeniem było zatem to, że rozwiązanie tak dobrze się przyjęło. Lubię te wszystkie malutkie gesty i indywidualne historie, które towarzyszą zostawianiu jedzenia. Karteczki, na których ktoś nie tylko opisuje zawartość słoika (np. zupa ogórkowa), ale też dodaje kilka słów od siebie. A jeszcze fajniejsze jest, kiedy karteczka ta ląduje później na lodówce i widnieje na niej kilka słów podziękowania, np. że było bardzo smaczne.

 

Co Was skłoniło do dołączenia do współtworzonej przez ING Bank Śląski - Mapy Zero Waste?

 

O ile mnie pamięć nie myli, to do pojawienia się na tej mapie zaprosiło nas Stowarzyszenie Zero Waste. Pomysł bardzo nam się spodobał; na pewno bardzo tu pasujemy.

 

Bardzo dziękuję za rozmowę.

 

Również dziękuję. Jednocześnie chciałabym zaapelować do wszystkich, aby o niemarnowaniu jedzenia - zwłaszcza teraz, w okresie przedświątecznym - myśleć zawczasu: podczas planowania posiłków i robienia zakupów. Wydaje mi się, że nadszedł już moment, aby nie utożsamiać gościnności ze stołem uginającym się pod ciężarem potraw, z których później wiele trafia do kosza. Kupujmy i przyrządzajmy troszkę mniej. Nie bójmy się poinformować gości, że zrobimy w tym roku tyle jedzenia, aby dla wszystkich starczyło, ale nastawiamy się na to, aby nie było go za dużo. Zachęćmy też gości naszego spotkania w pracy czy prywatnego, że zabieranie jedzenia do domu w pudełeczku nie jest wstydem, ale chwałą.

 

Chcecie poznać więcej ciekawych patentów na przeciwdziałanie marnowaniu żywności? Przeczytajcie nasze wywiady ze startupami: Rebread i Fresh Inset