Czym różni się lokata od polisolokaty?

W ofertach banków obok tradycyjnych lokat możemy znaleźć także polisy lokacyjne. Niektóre są lepiej oprocentowane od lokat, a dodatkowo od zysku nie płaci się podatku. Co jeszcze odróżnia taki produkt od zwykłej lokaty?

Wśród najbardziej popularnych produktów do oszczędzania pieniędzy królują lokaty i konta oszczędnościowe. Jest jednak także inna, nieco mniej popularna, metoda lokowania nadwyżek. Bezpieczeństwo zdeponowanego kapitału i pewny zysk gwarantują również polisy lokacyjne, zwane potocznie polisolokatami. Nazwa może nieco dezorientować, bo kojarzy się przede wszystkim z ubezpieczeniem, ale w praktyce zasada działania takiego produktu jest bardzo zbliżona do lokaty.

Polisolokata jest bowiem lokatą „opakowaną” w ubezpieczenie na życie lub dożycie. W jakim celu stosuje się taki zabieg? By uniknąć podatku kapitałowego od zysku z depozytu. Po zakończeniu standardowej lokaty bank nalicza nam odsetki, ale automatycznie pomniejsza je o 19 procentowy podatek, zwany potocznie podatkiem Belki (od nazwiska byłego ministra finansów Marka Belki, który taki podatek wprowadził). Realny zysk z lokaty jest zatem mniej więcej o jedną piątą niższy, niż ten podany w tabeli oprocentowania. Przykładowo jeśli lokata jest na 5 proc. w skali roku, to rzeczywiście zarobimy na niej nieco powyżej 4 proc. w skali roku.

Nie zapłacisz podatku...

Podatek Belki nie jest jednak pobierany od wypłat odszkodowań z polis ubezpieczeniowych na życie i dożycie. Pod jednym warunkiem: środki nie mogą być inwestowane. Jeśli wpłacimy na taką polisę pieniądze, czyli w rzeczywistości je ulokujemy (a nie zainwestujemy), to po wygaśnięciu polisy otrzymamy zwrot kapitału plus premię. W polisie towarzystwo ubezpieczeniowe zobowiązuje się bowiem wypłacić klientowi na koniec wygaśnięcia ubezpieczenia na przykład 105 sumy ubezpieczenia. W praktyce jest to więc 100 proc. naszego kapitału plus 5 proc. premii. Od takiego świadczenia nie jest pobierany podatek. Rzeczywisty zysk z lokaty na 5 proc. byłby w takim przypadku o około 1 proc. niższy.

Polisolokata różni się jednak kilkoma ważnymi szczegółami od zwykłej lokaty. Przede wszystkim klient zawiera umowę z firmą ubezpieczeniową, a nie z bankiem. W praktyce może to jednak zrobić w placówce bankowej. Dostaje numer rachunku, na który wpłaca pieniądze. Po wygaśnięciu polisy pieniądze wracają na wskazany w umowie numer konta. W odróżnieniu od lokat, taka polisolokata nie może się automatycznie odnawiać. Jeśli chcemy ją przedłużyć, musimy podpisać nową umowę.

… ale musisz mieć więcej kasy

Polisolokaty są z reguły zawierane na dłuższe terminy niż zwykłe lokaty. O ile standardowy depozyt możemy założyć nawet na jeden dzień, a standardem są już lokaty miesięczne czy kwartalne, to umowę o polisę lokacyjną zawiera się zazwyczaj od sześciu miesięcy wzwyż. Istotną kwestią jest też „kwota wejścia”. Wiele banków pozwala zakładać lokaty nawet na niewielkie kwoty rzędu 500 zł. Żeby wejść w polisolokatę trzeba często ulokować minimum 10 razy tyle (choć zdarzają się wyjątki od tej reguły).

Nie ma maksymalnego wieku, który ogranicza klienta chcącego założyć lokatę. W przypadku ubezpieczenia towarzystwo może odmówić założenia polisy lokacyjnej, jeśli klient będzie miał więcej niż 75 lat. W polisie można natomiast wskazać osobę uposażoną, do której wpłyną pieniądze w przypadku śmierci posiadacza polisolokaty. W przypadku zwykłego depozytu prowadzone jest standardowe postępowanie spadkowe chyba, że została złożona odpowiednia dyspozycja na wypadek śmierci, która nie wchodzi do masy spadkowej. To może wydłużyć czas oczekiwania na pieniądze oraz podzielić kwotę lokaty między kilku spadkobierców.

Gwarancje z innego funduszu

Jest także zasadnicza różnica między gwarancjami państwa w przypadku upadku towarzystwa, które oferuje polisę lokacyjną. Bezpieczeństwo środków zgromadzonych w bankach gwarantuje Bankowy Fundusz Gwarancyjny. Jeśli klient założy lokatę w banku, a taka instytucja upadnie, z BFG odzyska swoje oszczędności do 100 tys. euro. Dopiero powyżej tej kwoty zwrot środków jest ograniczony. Rozpoczyna się procedura upadłościowa i deponent zgłasza swoje roszczenia jako wierzyciel.

Inaczej sytuacja wygląda w przypadku polisolokat. Ponieważ klient w rzeczywistości ubezpiecza się, jego środki objęte są gwarancjami Ubezpieczeniowego Funduszu Gwarancyjnego. W tym przypadku kwota gwarantowanych świadczeń jest niższa niż w przypadku lokat. Jeśli upadnie ubezpieczyciel, klient może odzyskać tylko połowę ulokowanej kwoty, ale nie więcej niż 30 tys. euro. Taki przepis dotyczy ubezpieczeń na życie i dożycie. Warto znać tę różnicę, ale trzeba mieć na uwadze, że bankructwa banków czy ubezpieczycieli zdarzają się naprawdę rzadko.

Oprocentowanie polis lokacyjnych często bywa nieco wyższe niż lokat. Zanim jednak podpiszemy umowę, warto dokładnie sprawdzić w umowie jakie „odsetki” zostaną nam wypłacone. Zdarza się bowiem, że banki i ubezpieczyciele sztucznie „ubruttawiają” w reklamach stawkę polis lokacyjnych, by porównać je do standardowych lokat. Polega to na zawyżeniu realnego zysku o 19 proc., czyli o tyle, ile podatku potrącane jest z lokaty. Można się zatem spotkać z zapisem „zarobisz tyle, ile na lokacie oprocentowanej na 5 proc.”, choć w rzeczywistości będzie to polisa gwarantująca zysk na poziomie 4 proc.

autor: Wojciech Boczoń, analityk Bankier.pl 

Źródło zdjęcia: Shutterstock.com